http://www.keepcalm-o-matic.co.uk |
Uwielbiam się uczyć. I to jest fakt wszystkim znany. Piątkowy wieczór, gorączka sobotniej nocy, niedzielny kac... to raczej nie są moi przyjaciele. Za to książki, cisza mojego pokoju i kubek gorącej herbaty jak najbardziej. Dlaczego niektórzy pracują za dwóch, a inni w ogóle nie potrafią się do tego zabrać? Skąd ja czerpię swoją "magiczną moc"?
Od wielu osób ostatnio dostaje wiadomości, że chcieliby być tak samo
zorganizowani i zmotywowani jak ja. Ale w czym problem? Wystarczy usiąść i
zacząć działać. Niepołowicznie, nie przy serialu, grze czy Facebooku. Tylko ty
i twój priorytet czy inne zadanie.
Chociaż łatwiej powiedzieć niż zrobić.
I jestem tego świadomy. Myślicie, że mnie nie dotyka problem "gdyby mi
się chciało jak mi się nie chce"? Powiedziałbym, że mam tak przez cały
czas. Ale walczę z tym. Bo lenistwo wcale nie sprawia przyjemności, jeśli jest
czymś codziennym. Zaraz wyjdą żale do samego siebie, że nic nie zrobiłem lub
następne dni będę żył w ciągłym stresie, bo czasu będzie brakowało dla mnie, a
co dopiero na wszystkie zadania z kategorii "na wczoraj".
Tak naprawdę moja motywacja jest przede wszystkim samodyscypliną, której
muszę pilnować sam. Nie pomaga mi w tym nikt inny, a więc to co teraz zrobię,
będzie wydawało echo w następnych dniach, miesiącach czy latach. Zrobię przerwę
od francuskiego? Możliwe, że już nigdy do niego nie wrócę, bo nie będzie czasu.
Tak jak z hiszpańskim, który nie potrafi wbić się w moją rutynę od dwóch
miesięcy.
Widzę sens w mojej pracy, w moich działaniach. Czuję potrzebę doskonalenia
siebie oraz swoich umiejętności. Zwyczajnie CHCE poznać coś nowego, coś więcej.
Odkryć nowe klucze i przejść przez następne drzwi (albo jak podpowiada moja
dusza gamera - wbić nowy lvl). Jeśli czegoś chce, to to zrobię. Dlatego nauka
fizyki czy angielskiego w gimnazjum u mnie nie istniała - bo nie chciałem. I
nie potrafiłem się zmusić.
Jednak skąd to się wszystko bierze? Zwyczajne przeświadczenie,
stwierdziłbym nawet, że syndrom Wokulskiego! Ciężką pracą w życiu coś osiągnę.
Nie musi to być życie bogate, może to być zwyczajna satysfakcja z samego
siebie. Że coś zrobiłem i się nie bałem próbować, bo już teraz mam żal za
niektóre strachy z przeszłości.
Motywuje mnie rodzina. A raczej ich wiara we mnie. Podobny wpływ mają na
mnie nauczyciele czy nauczycielki, którzy... są wymagający. I zwyczajnie są
największymi kosami w szkole, bo nienawidzę, jak nauczyciel jest nijaki i idzie
na rękę uczniom. Jasne, niech jest człowiekiem, ale przede wszystkim ma czegoś
nauczyć.
Nie działają na mnie motywacyjne cytat. Fakt, że w nagłówku tego postu jest
taki trochę temu zaprzecza, ale cóż... żadne coachingowe wykłady czy teksty
raczej mi nie pomogą. Ale pomagają mi widok osób, które podobnie jak ja - chcą
i robią. Dlatego uwielbiam społeczność Studygramów. Nawet nie wiecie, ile razy
budzę się w środku nocy i obserwując IG mam ochotę wstać, aby coś zrobić! Ale
potem orientuje się, że za trzy godziny budzik i jednak wypadałoby pospać
chociaż sześć godzin. W ciągu dnia działa to tak samo!
Nie marnuje czasu i staram się wykorzystać każdą chwilę. Dlatego, póki co,
idealnie sprawdza się u mnie zasada nauki do 21. Jak mi się to udaje? W
ostatnim poście mówiłem o Bullet Journal i listach zadań. Uzupełniam to
aplikacją Forest oraz trybem samolotowym w telefonie. Na laptopie również mam
zainstalowaną tą aplikacje, jednak z powodu musu dostępu do wirtualnych źródeł
wiedzy, którymi nie są Google - mam utrudniony dostęp w korzystaniu z niej. Ale
pracuje nad tym.
O samej motywacji, jakiś czas temu, napisałem w poście na moim Studygramie.
Był to efekt rozmyślań, które wywołała książka Bliżej siebie,
wydawnictwa Charaktery. Polecam samą książkę* oraz sam wpis, który przeczytacie tutaj.
A wy skąd macie swoją siłę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz